Szkolna rzeczywistość oczami psychologa
Jak dotychczas na tej stronie wiele wpisów poświęconych jest konkretnym zagadnieniom, które przydatne mają być psychologom lub wychowawcom, takim jak przepisy i sposoby postępowania w trudnych sytuacjach. Wszystko to, obrazuje w pewnym sensie co potrzebne jest do pracy w szkole na stanowisku psychologa, ale nie powstrzymuje, tak mi się przynajmniej wydaje, przyszłych kandydatów lub osób nie związanym z branżą, przed snuciem złudnych wyobrażeń na jej temat. Dlatego też postanowiłam, bez ceregieli, opisać jak wyglądają realia pracy psychologa w szkole. Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że jest to moja subiektywna wizja i ocena pewnych zjawisk. Być może są osoby, które pracują inaczej i z ich punktu widzenia szkolna rzeczywistość wygląda odmiennie.
Tak więc, kiedy osoby postronne pytają mnie o to czym się w życiu zajmuję, zdarza mi się obserwować bardzo ciekawą reakcję. Gdy, zgodnie z prawdą odpowiadam, że pracuję w szkole i nie jako nauczycielka (bo to należy na wstępie podkreślić, gdyż zdecydowanie zmienia ton rozmowy), to znaczy jestem psychologiem w szkole. Najczęściej pytający serwują mi wtedy tajemnicze, przeszywające na wskroś spojrzenie, mówiące „oj trzymaj się ode mnie na dystans, nie chcę żebyś poznała moje tajemnice”, albo dzielą się jakąś osobistą historią z czasów szkolnych odnoszącą się do pedagoga szkolnego lub wspominają coś, że psycholodzy często mają problemy psychiczne. Są też tacy co spontanicznie odpowiadają: „tak? a nie wyglądasz” i ta odpowiedź, jest moją ulubioną, powstrzymuję się oczywiście przed analizowaniem czy to komplement czy obelga? Ponieważ nawet moja rodzicielka twierdzi, że nie pasuję do profilu typowej Pani Psycholog, brakuje mi siwych włosów i wąskich kwadratowych okularów. Przy czym, włosy spięte w koczek bardzo mi pasują, co mam nadzieję świadczy o pewnym potencjale. Z resztą ciężko pracuję nad realizacją wyobrażenia szanownej mamusi. Dzięki pracy w szkole niebawem na pewno osiwieję, a od siedzenia przed laptopem popsuję sobie wzrok.
Zdarza się, że ktoś jest bardziej ciekaw moich zajęć i zwykle wtedy kontynuuje temat, mimochodem stwierdzając, że to musi być fajna praca, bo siedzisz sobie w gabinecie i czekasz aż ktoś przyjdzie, a pewnie rzadko ktoś przychodzi. W zamyśle sugerując, że kontakt z psychologiem to taka żenująca sytuacja i z pewnością wstyd się przyznać do czegoś tak przykrego. Myślę sobie wtedy, gdyby tak było w rzeczywistości to mogłabym pić ciepłą kawę codziennie. Cóż tak naprawdę, wygląda to zupełnie inaczej. Przede wszystkim mnie się nikt nie wstydzi i nie krępuje kontaktu ze mną, być może powodem jest to, że jak już wcześniej wspomniałam – nie wyglądam jak psycholog. Choć ja wolę wierzyć, że ludzie powoli zaczynają się uczyć, że nie ma takiego problemu z którym nie można sobie poradzić, a zamiatanie pod dywan i udawanie, że wszystko jest w porządku wychodzi z mody.
W rzeczywistości, aby zapracować sobie na tą państwową pensję trzeba się mocno przyłożyć. Najczęściej już na wejściu do szkoły, tuż po „dzień dobry” dostaję wiadomość, że ktoś mnie już szukał, że Kowalski i Xsiński znowu coś narozrabiali, że było już kilka telefonów i jeszcze zastaję kolejkę osób czekających pod tym ciasnym i ciemnym pomieszczeniem, które dzielę z pedagogiem i potocznie nazywają je gabinetem. Zanim się ze wszystkim ogarnę i mniej pilne sprawy spiszę na dzień następny do zrobienia, okazuje się, że już od godziny powinnam być w domu, ale takich nadgodzin się nie wypłaca, ewentualnie mogę sobie skończyć pracę godzinę wcześniej innego dnia jak będzie mniej roboty (zdarzają się takie dni bliżej świąt, ferii i wakacji).
Ale nie jest tak źle bo w końcu wymiar pracy w szkole jest mniejszy niż w większości firm. Ludzie pracujący w przedsiębiorstwach, gdy chcą sobie ponarzekać na nauczycieli to rozpowiadają, że pracują po 18 godzin w tygodniu i zarabiają 3000 zł. Prawda jest nieco inna, nauczyciel zatrudniony na cały etat ma do wypracowania 18 godzin pracy z uczniami. To znaczy 18 lekcji w tygodniu do przeprowadzenia, plus 2 godziny pracy charytatywnej (tzw. art. 42), zwykle poświęcanej na zajęcia dodatkowe, wyrównawcze lub kółko zainteresowań. Poza tym zwykle raz w miesiącu, to zależy od szkoły, musi siedzieć w pracy czasem do godziny 18-19, w związku, z konsultacjami z rodzicami lub wywiadówką, to że niektórzy rodzice nie widzą powodu dla którego powinni uczestniczyć w takich spotkaniach, nie znaczy, że nauczyciel wtedy nie pracuje. Oprócz tego kilka razy do roku odbywają się rady pedagogiczne, apele do których uczniów przygotowują nauczyciele już po godzinach swoich lekcji i wycieczki. No a jeszcze trzeba znaleźć czas na sprawdzanie kartkówek, prac klasowych i sprawdzianów, nie wspominając już o tym, że nauczyciel nie ma prawa do nieprzygotowania się do lekcji. A co do pensji to 3000 zł (brutto!) do tego pułapu płacowego dociera się najszybciej po 10 latach pracy jak zdobędzie się tytuł nauczyciela dyplomowanego, czyli zwykle u kresu kariery. Oczywiście z pewnością, w każdej szkole wśród nauczycieli znajdują się leserzy, którzy zaraz po skończonych lekcjach gnają do domu i specjalnie nie przykładają się do swojej pracy, jednak z moich obserwacji wynika, iż stanowią mniejszość.
Z psychologiem jest tylko trochę inaczej, gdy jest zatrudniony na cały etat (co się rzadko zdarza), ma obowiązek dyżurować w szkole 24 godzin tygodniowo. Czas ten należy rozplanować na zajęcia z uczniami, spotkania z rodzicami, kuratorami i przedstawicielami innych instytucji. Do tego 2 godziny pracuje za darmo podobnie jak nauczyciel. Resztę czasu może poświęcić na dokumentację, szkolenia i wizyty w instytucjach współpracujących. Do tego obwiązują go takie same zajęcia jak nauczycieli, czyli jest do dyspozycji dyrektora, gdy potrzebne jest zastępstwo lub wycieczka, zawsze lepiej żeby tych „nicponi” pilnował psycholog bo z łatwością sobie poradzi (ma w końcu nadprzyrodzone moce, czyż nie?). Zebrania z rodzicami, wywiadówki, konsultacje to również czas pracy psychologa. No i to najbardziej rozchwytywany pracownik (obok bibliotekarzy i w-fistów) do pilnowania uczniów podczas egzaminów w innych szkołach. Ponieważ egzaminów coraz więcej i coraz bardziej są one wydłużane, i tak na przykład pracownik szkoły podstawowej nadzoruje egzamin w zaprzyjaźnionym gimnazjum, który trwa razem ok. 3-ech godzin. Oznacza to bezczynne siedzenie i wgapianie się w ścianę, sufit, okno i zerkanie czy nie ściągają przez 3 godziny.
Jednak moim skromnym zdaniem, największym wyczynem w tym wszystkim jest rozplanowanie dnia pracy, dla tych którzy lubią mieć poukładane sprawy, z całą stanowczością odradzam podejmowania się pracy w szkole. Oczywiście samo umówienie spotkań z rodzicami, pracownikami innych instytucji i zajęć z uczniami to niby żaden wyczyn. Jednak incydentalnych bójek, konfliktów, czy nagłych chorób współpracowników, których należy zastąpić, przewidzieć się nie da i złośliwie psują one bardzo często starannie tworzony grafik. Dlatego najlepiej nie planować, a jak już się układa spotkania to tego dnia lepiej nie przewidywać żadnych innych spraw, bo wszystkie zaplanowane rozmowy z pewnością się przedłużą i na nic więcej nie starczy już czasu. Też nie należy poświęcać zbyt dużo czasu na przygotowywanie się do rozmów, na przykład z rodzicami, bo mimo że pozornie może nam się wydawać, iż wiemy na jaki temat będziemy rozmawiać z dużym prawdopodobieństwem rozmowa przebiegnie inaczej niż to sobie wyobrażaliśmy.
Gwoli zakończenia chciałabym zaznaczyć, iż moim celem nie było demonizowanie pracy w szkole, ale przedstawienie pracy psychologa taką jaka jest w rzeczywistości i zaprzeczenie temu pokutującemu stereotypowi, pani spokojnie siedzącej w gabinecie i popijającej kawkę. Mnogości zadań, które psycholog wykonuje w szkole większość osób nie widzi. Podczas gdy, wychowawca ma do czynienia z uczniami i rodzicami tylko swojej klasy oraz wybranymi sprawami uczniów, których uczy w kilku innych klasach. Tak psycholog musi ogarnąć wszystkie sprawy wszystkich zespołów klasowych, ich nauczycieli, rodziców i wychowawców. Przy czym na liczbę 300 uczniów, według organów zarządzających, wystarczy osoba zatrudniona na pół etatu. Na cały etat liczyć mogą psycholodzy w zespołach szkół, gdzie np. zająć się muszą jednocześnie problemami uczniów szkół podstawowych i gimnazjum lub w molochach, w których liczba uczniów dochodzi do 700.
3 komentarze
truskawa
Do tych obowiązków warto jeszcze dodać pisanie programów profilaktycznych i wychowawczych, tworzenie bzdurnych procedur, które nic nie wnoszą, znoszenie hospitacji dyrekcji, która często zupełnie nie rozumie o co nam chodzi i że naszym celem nie jest przekazywanie wiedzy (?!),no i prowadzenie dzienników (w jednej ze szkół musiałam prowadzić 3!!!).
Często się jest w niekomfortowej sytuacji i wiele razy trzeba ruszać problemy ignorowane przez lata, których nikt nie chciał widzieć. No i najważniejsze żeby w tym wszystkim nie zapominać dla kogo się pracuje i kto jest naszym pierwszorzędnym klientem. Trzeba mieć też odwagę i jaja, żeby mówić o problemach z punktu widzenia dzieci i nie dać się nauczycielom.
A przy tym trzeba też być bardzo uważnym i wrażliwym. Często wydawało mi się to nie do udźwignięcia przez jedną osobę, dlatego dobrze mieć wsparcie i pytać się siebie o to jak siebie mogę zadbać w takiej czy innej sytuacji.
ps. gratulacje pomysłu na stronę, jest ona bardzo potrzebna, może uda się też doprowadzić do jakiś spotkań w realu 🙂
ania
Nic dodać, nic ująć!!!
wer
Dopiero zaczęłam pracę w szkole, na stanowisku psychologa. Trafiłam w ten piękny czas przeobrażenia, bo szkoła podstawowa połączyła się z gimnazjum. Pracuję na pół etatu i nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć. Czuję się niewydolna i nieogarnięta. Biegam korytarzami z jednego budynku do drugiego jak gazela, z zastępstwa, na obserwację, z obserwacji na konsultację, wiecznie mnie ktoś szuka i nie może znaleźć, mylą mi się godziny o której gdzie powinnam być, bo w ciągu jednego dnia mój plan ewoluuje sto razy. Dzieci czepiają się moich rąk na korytarzach, bo zawsze ktoś komuś coś, a Pani psycholog nie asertywna wielce, jak widzi małe ramionka trzęsące się od płaczu to zapomina, że powinna teraz wypełniać wytyczne których nie rozumie. Dyrektorka patrzy na mnie srogim wzrokiem, inni nauczyciele zajęci zaganiani i nie ma kto sierotki poprowadzić. To mój pierwszy miesiąc i mam ochotę zwinąć się w schowku na szczotki i przeczekać do końca roku szkolnego. I pewnie bym tak zrobiła, ale mam jeszcze jedną pracę w innej placówce. Ten artykuł nie podniósł mnie na duchu ;(